2 i 3 czerwca klasy 4 i 5 wraz z wychowawcami wyruszyły na dwudniową wycieczkę w Beskid Żywiecki. Celem była malownicza Hala Boracza – miejsce, które miało stać się przestrzenią zarówno dla wysiłku fizycznego, jak i odpoczynku, integracji oraz wspólnego przeżywania przygody.
Pierwszego dnia, przy pięknej, słonecznej pogodzie, wyruszyliśmy z Milówki. Trasa prowadziła nas przez lasy i wzgórza, a ciepło i słońce nie oszczędzały nikogo. Było trudno – zwłaszcza w górnych partiach szlaku – ale każdy, bez wyjątku, dotarł na miejsce. Niektórzy stoczyli po drodze niełatwą walkę z własnymi słabościami, chwilami zwątpienia i zmęczeniem. I wygrali ją. A jak wiadomo – najtrudniejszym przeciwnikiem jest często ten, którego nosimy w sobie. Za taką postawę należy się szczery szacunek. Chapeau bas.
Po zakwaterowaniu w ośrodku przyszedł czas na odpoczynek i budowanie relacji. Były gry zespołowe, planszówki, rozmowy, śmiech i wspólna kolacja. Ważne były nie tylko aktywności, ale też chwile spokojnego bycia razem – rozmowy i żarty.
Popołudniowy spacer do schroniska na Hali Boraczej okazał się kulinarną przygodą – jagodzianki i inne lokalne wypieki smakowały wybornie. Choć zapowiadano deszcz, on spotkał nas, gdy my jedliśmy specjały w schronisku – więc peleryny przeciwdeszczowe można było wykorzystać głównie do pamiątkowych zdjęć. To był jeszcze ten moment, w którym nie wiedzieliśmy, co przyniesie kolejny dzień (i do czego przydadzą się peleryny i kurtki).
Wieczór upłynął pod znakiem wspólnego grilla, zabaw integracyjnych, a nawet – w niektórych pokojach – relaksu w stylu SPA. Pojawiły się maseczki na twarzy, plotki i śmiech, a jeden z wychowawców zaliczył nieplanowaną błotną kąpiel. Nocą przeszła burza, ale nas ominęła. Spaliśmy spokojnie, bezpiecznie – zmęczeni, ale szczęśliwi.
Wtorkowy poranek przyniósł zmianę nastroju – niebo zasnuło się chmurami, a z nich zaczęło padać. Po śniadaniu, porządkach i pożegnaniu z ośrodkiem wyruszyliśmy w kierunku Węgierskiej Górki. Na początku to był lekki deszcz. Ale im dalej, tym bardziej pogoda przypominała o sile przyrody. Peleryny, które dzień wcześniej służyły jako element garderoby „na wszelki wypadek”, teraz stały się niezbędne. Choć woda sączyła się z nieba, z liści i – momentami – z butów, nikt nie narzekał. Wędrowaliśmy z humorem, choć odpowiedź na pytanie „ile jeszcze?” niezmiennie brzmiała: „godzina” lub „pięć kilometrów”.
Do Węgierskiej Górki dotarliśmy zmoknięci, ale zadowoleni. Mokre buty i kurtki nie przeszkodziły w cieszeniu się tym, co czekało na końcu trasy – suchym centrum handlowym, ciepłym obiadem, zakupami i... deserem. Była to swoista nagroda za wytrwałość i wspólne przetrwanie kaprysów górskiej aury.
Wycieczka na Halę Boraczą to nie tylko dwa dni w górach. To dwa dni, które pokazały, że potrafimy być razem – w słońcu i w deszczu, w zmęczeniu i w śmiechu. Że potrafimy wspierać się nawzajem, pokonywać własne ograniczenia, ale też po prostu cieszyć się chwilą – bez pośpiechu, z otwartością i życzliwością.
To był czas budowania wspomnień, które – mamy nadzieję – zostaną z nami na długo.
Sylwia Ż. - wychowawca klasy V
Michał W. - wychowawca klasy IV